...było słońce i lodowate zimno...
...była barcelona i był marakesz...
...był wielki wiatr łamiący drzewa i
deszcz w maroku...
...był gwar Jama el Fna i cisza Tishki...
...były mokre buty przy Ait ben Haddou i
suchość w ustach na Saharze...
suchość w ustach na Saharze...
...był potworny smród przy garbarniach i
wspaniały zapach domowego tajin w M'hamidzie...
...była radość i śpiewy na Chigadze
ale też był popsuty samochód gdzieś pod Tiznight...
...tyle kilometrów przebytych,
tyle wspomnień,
tylu nowych przyjaciół...
...w tej naszej wyprawie
choć tak krótkiej było wszystko...
...najcięższa ale też najpiękniejsza podróż...
...w naszych głowach do dziś gra pieśń nomadów...
...lala aicha .... chagaga...
"...nie płacz aisza sahara ciebie kocha
i ty ją kochasz
a jak dwoje się kocha to napewno do siebie powrócą,
więc i ty powrócisz tu na chagaga..."
al-hamdu li-allah powróciliśmy wszyscy...
tylko na chwilkę, mgnienie oka