środa, 28 lipca 2010

kropla wody w czerwonym mieście

Słońce bardzo szybko wbija się w górę i ustawia w zenicie. Piecze mocno białą skórę i wyciska z niej krople potu. Nawet w wąskich uliczkach dotyka promieniami, pomimo wysokich murów mediny. Szukamy jakiegoś sklepiku, żeby ochłodzić się zimną wodą. Za nasze 2,40 zł wody wystarczy na kilka łyków bo butelkę puszczamy w "kółeczko". Po chwili oddajemy wszystko z naddatkiem w koszulki i znów jest jak przedtem - czyli niesłychanie gorąco. Termometr wbija się ponad 40 kresek w cieniu. Pytam młodych chłopaków, którzy zdjęli koszulki czy to normalne w Marakeszu. Odpowiadają, że w lipcu i sierpniu jest gorąco ale to co dzisiaj to chyba lekka przesada. Powietrze zamarło w bezruchu. Ruszamy poszukać "piscine" - basenu znaczy się. Sprawdzamy w nie-ulubionym przewodniku, które hotele oferują baseny za opłatą lub bez niej. Pierwszy jest hotel Marakesz, ale sorry - tylko dla gości bo jest sezon, jest gorąco i takie tam... Lecimy do kolejnego, potem do następnego. Wszędzie to samo albo coś zupełnie innego niż w książce, która miała posłużyć nam jako przewodnik. Pracownicy w recepcji nie dają się przekupić ale kierują nas w kolejne miejsca. W Gueliz jest hotel, który na 100% oferuje basen - owszem, podjechaliśmy ale za 100DH za osobę za wejściówkę do większego brodzika w obskurnym hoteliku. Szkoda czasu i pieniędzy. W końcu odpuszczamy i polewamy głowy wodą z butelki. Z nerwów wsiadamy w autobus i jedziemy coś zjeść.
Niestety po głowach chodzi nam wciąż chlapanie się wodą ale czytamy, że basen miejski to porażka- nie sprawdzaliśmy. Miejscowi pytani o baseny i aqua-parki podają trzy: La Plage Rouge, Nikki Beach i nowo otwarta Oasiria. Wybieramy tą ostatnią propozycję.

Do Oasirii kursuje bezpłatny bus. Obiekt otwarty jest od 10:00 do 18:00. Jedziemy na cały dzień. Jest dość drogo ale płacimy bo teraz to już nam jest to zupełnie obojętne. Przy wejściu natykamy się na problem techniczny - nie można wnosić jedzenia. A my obładowani na cały dzień owocami, chlebkami, ogórkami i tuńczykiem w pomidorach. Siadamy na ławce i zajadamy, żeby nie wyrzucać - no ale co zrobić z melonem? W końcu okazuje się, że obsługa jedzenie chowa na przechowanie w lodówce i wydaje pokwitowanie. No cóż, nie my pierwsi jak widać. Mała rada dla osób nieskorych do płacenia za kanapkę z frytkami i puszkę napoju ponad 24 zł na obiekcie, włóżcie przekąski w różne miejsca a najlepiej w kieszenie bermudów. Wodę oczywiście można mieć własną. Potem to już tylko z górki, i to dosłownie. Zjeżdżalnie, baseny, sztuczne fale, bary, restauracja, automaty do napojów - nowoczesny obiekt a do tego niesłychana zieleń i mnóstwo cienia. Wariactwo trwało do samego zamknięcia i wcale się nie nudziło. Po zamknięciu trzeba tylko wyczekać na swój bus, który zabierze cię pod plac Jamma albo do Gueliz w okolice Mc'-a, według preferencji.
Ciekawe jest to, że dwa dni później zupełnie przypadkowo znaleźliśmy w centrum mediny - tuż obok nas -hotel z całkiem pokaźnym basenem. Blisko, czysto, wejściówka kosztuje 70DH... no tak ale o tym nasz nie-ulubiony przewodnik już nie pisze.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...