wtorek, 17 sierpnia 2010

wojna dzieli i zabiera

Urodził się pośród piasku, w oazie. Tak jak jego ojciec i dziadek podróżował z karawaną do Mali. Miał swoje stadko wielbłądów, cieszył się wiatrem i kroplą wody. Nocował jak jego przodkowie w przenośnym namiocie i cały swój dorobek nosił zawsze ze sobą. W zimę wypasał na porośniętej zielonymi krzaczkami pustyni "garbate" zwierzęta a latem wędrował na północny zachód szukać pastwisk i odrobiny cienia. Takie życie mu pasowało, innego zresztą nie znał. Jego świat ograniczał się do miejsc do których zawędrował. Jego rodzina zamieszkiwała cały szlak "siedmiu oaz" od Zagory po Tombuctu. Niebieski człowiek, który nie jest ani arabem, ani nie ma też czarnej skóry. Ma za to duszę wolną, którą uwieziła wojna.
Spór pomiędzy Algierią i Marokem zmusił człowieka pustyni do opowiedzenia się po którejś ze stron. Wojsko w zamian za pracę przewodnika podczas przeprawiania się po morzu piasku dało niechciany murowany dom i głodową rentę. Zamknięto lądową granicę pomiędzy zwaśnionymi krajami. Zamknięto jedyne możliwe przejście na południe. Zabrali mu wszystko, stracił ukochane zwierzęta i możliwość swobodnego przemieszczania się. Odebrano mu możliwość ujrzenia rodziny i miejsca w którym się wychował. Jego kolejne dzieci urodziły się we wsi, jako "cywilizowani" obywatele nowego porządku. Nie dane im było pójść w ślady przodków.

Dane było za to nam poznać kogoś kto marzy o świecie swego ojca, Kogoś kto na uniwersytecie napisał pracę na temat dawnych karawan, jako protest przeciwko więzieniu ludzi pustyni w jednym miejscu, w jednym państwie. Kogoś kto nie widzi wytyczonych granic na ziemi, bo jest częścią tej ziemi. Nic tak nie rozpala serca jak tęsknota za nieznanym. Podgrzewana dusza opowieściami ojca o czasach jedności nomadów śpiewa z rozrzewnieniem. A śpiewa pięknie. W każdej piosence słychać tęsknotę, każda nuta płacze a każde uderzenie w bęben woła o pomoc.
Pokazałem zdjęcia zrobione na saharze, niedługo po ulewnych deszczach, kiladziesiąt kilometrów od ostaniej stale zamieszkałej osady. Patrzył długo, uśmiechając się tylko. Łza zakręciła się w jego oku. Przytulił mnie mocno i powiedział się, że cieszy się bo jest jedzenie dla wielbłądów i będzie wspaniała harira z pustynnej zieleniny. Milczał długo w bezruchu, niczym ptak w klatce.
Obiecałem coś wtedy Rahmounowi. Mam nadzieję, że dotrzymam danego słowa. In'shallah.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...