niedziela, 19 września 2010

życie jest piękne - czyli o mądrości głupców i głupocie mędrców...

Podobno życie można przeżywać tylko na dwa sposoby:
tak jakby nic nie było cudem....  lub jakby było nim wszystko.... 

Od zawsze zdecydowanie bliższy jest nam ten drugi sposób. Wśród wzlotów i upadków, wśród szarej czasem rzeczywistości i wiatru wiejącego często w twarz.... życie ukazuje nam swoje blaski i ukrytą w promieniach słońca nadzieję na nadchodzącą tęczę - znak, że burza zbliża się do końca... znak, że wszystko ma swój głębszy sens....
Wszyscy, którzy oglądali film Roberto Beniniego "Życie jest piękne" (La vita es bella) wiedzą co mam na myśli. Wspaniała umiejętność pogodzenia się z losem, próby odnalezienia w nim głębszego sensu i szczęścia "mimo wszystko", wbrew przeciwonościom jest cechą godną najwyższego podziwu.  

Dziś uczestniczyłam w pokazie zdjęć z podróży do Izraela i Palestyny i muszę przyznać, że jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że to nie jest absolutnie "moje" miejsce na ziemi. Jeszcze bardziej uzmysłowiłam sobie jak bardzo nie chciałabym zobaczyć tej całej "szopki" bo tak właśnie dla mnie wygląda konfilikt Izraelsko - Palestyński. Tam na pewno życie "nie jest piękne" i myślę, że wielu rządzących powinno sięgnąć po wspomniany film Beniniego by zobaczyć prawdziwą farsę i głupotę tego co sami tworzą.

Wśród chwil spędzonych w podróży dla mnie zawsze najpiękniejsze są te, które pomagają odnaleźć mi istotę  człowieczeństwa, głębię doznań i wielki cud życia. Chwile, które utwierdzają w tym, że "być" jest dużo ważniejsze niż jakiekolwiek "mieć" i że to my otwieramy drogę dla przeżyć, które nas spotykają. Dzieje się tak jednak tylko wtedy gdy będziemy naprawdę widzieć a nie tylko patrzeć i kolekcję zabytków zamienimy na kolekcję odczuć. Gdy wyjmiemy podróż z ram czasu i pozwolimy sercu decydować o wyborze kierunku naszej drogi. 

Wiem, że ktoś może oburzyć się na moje słowa, bo przecież każda ze stron ma swoje racje. Jednak staram się zachować tu dystans i odnosić tylko do spostrzerzeń odebranych z oglądanych zdjęć. Jak i do odczuć budowanych przez przekazy z prasy, internetu czy filmów dokumentalnych. Wrażenie, które wywiera na mnie oglądanie muru pomiędzy Palestyną (zachodnim brzegiem Jordanu) a Izraelem nawiązuje wprost do tworzenia getta.... i to przez naród na każdym kroku epatujący okrucieństwami doznanymi podczas Holokaustu. Staram się pojąć idee przyświecające takiemu oddzielaniu się i obwarowywaniu ale wydaje mi się, że nie potrafię znaleźć logicznego wytłumaczenia. Dla mnie ten mur to prosty dowód głębokiej wiary budujących w to, że nic w życiu cudem nie jest....
Nawet Trybunał Sprawiedliwości w Hadze uznał w 2004 roku, że budowanie takiego muru jest niezgodne z prawami międzynarodowymi i  nie usprawiedliwiają tego żadne względy bezpieczeństwa ale cóż Izrael rządzi się raczej "innymi" prawami i woli budować bariery niż mosty.... woli dzielić niż szukać pojednania.



Jak bardzo jest to dalekie od słów myślicieli i proroków zawartych w historii obu walczących narodów: 

"Będzieli mieszkał z tobą przychodzeń w ziemi waszej, nie czyńcie mu krzywdy; Jako jeden z waszych w domu zrodzonych będzie u was przychodzeń, który jest u was gościem, i miłować go będziesz jako sam siebie; boście i wy przychodniami byli w ziemi Egipskiej; Jam Pan, Bóg wasz" 3 Moj. 19:33,34.

"I nie sprzeczajcie się z ludem Księgi
inaczej, jak w sposób uprzejmy
- z wyjątkiem tych spośród nich, 
którzy są niesprawiedliwi - 
i mówcie:
"Uwierzyliśmy w to, co nam zostało zesłane,
i w to, co wam zostało zesłane.
Nasz Bóg i wasz Bóg jest jeden
i my jesteśmy Mu całkowicie poddani" Koran, sura XXIX w. 46

"Uczyń to co kochasz tym co robisz. Ponieważ jest tysiąc sposobów by paść na kolana i całować ziemię. - Jalal ad-Din Rumi"

Nawet w mroku można odnaleźć światło nadziei..... życie jest naprawdę piękne... i warto walczyć o nie, chociażby dla przyszłych pokoleń. Warto jak główny bohater Guido, kochający życie, ale jeszcze bardziej kochający swojego małego synka podjąć trud ukazania tego piękna innym. Pokazania, że cudem w życiu jest wszystko.




Podmuch wiatru o świcie ma dla ciebie sekrety
Nie zasypiaj ponownie
Zapytaj czego naprawdę pragniesz
Nie zasypiaj ponownie
Ludzie wchodzą i wychodzą przez drzwi
Gdzie stykają się dwa światy
Drzwi szeroko otwarte
Nie zasypiaj ponownie (Rumi)

(źródło: donthorpeimages.com)




raj jest pod stopami matek

Znajomy z Warzazatu zaprosił nas na obiad do swojego domu. Jest nauczycielem angielskiego i współpracownikiem Avon Academy, wielojęzykowego centrum, do którego przyjeżdżają ochotnicy z całego swiata i bezinteresownie pomagaja nauczać. Wiedzieliśmy, że ten wspaniały człowiek ma dzieci oraz, że właśnie urodził mu się syn. Przynieśliśmy małe upominki i zabaweczki dla niemowlaka. Starsze siostry przyniosły nam bobasa, Atiya wzięła go na ręce by znowu poczuć - jak to ona mówi - "zapach miłości".
Nasz gospodarz, szczęśliwy berber dba o tradycję ale jest nader nowoczesny w swoich poglądach. Wszystkie jego córki są doskonale wykształcone i jeszcze lepiej wychowane. Z laptopem na kolanach i nieznikającym uśmiechem z buzi najmłodsza córka Yasmina skradła nasze serca.

Wszystkie kobiety w tym domu mówią po angielsku (co w Maroku raczej nie jest normą) i pomagają swojej mamie w domu.
Zjedliśmy obiad, napiliśmy się herbatki i wysłuchaliśmy opowieści naszego znajomego o podróży po Europie. Bardzo byłem ciekaw jakie ma spostrzeżenia na temat kultury "zachodniego świata". Był oczarowany gościnnością swoich niemieckich przyjaciół, którzy zaprosili go na swój koszt, opłacili przelot i przez trzy tygodnie wspólnie zwiedzili sporą część - jak to się zwykło mówić - starego kontynentu. Wszystko to z wdzięczności za pokazanie im kilka lat temu prostego życia berberów.
Zrobiło się późno, więc podziękowaliśmy i zebraliśmy się do wyjścia. Wychodząc, zauważyliśmy, że pani domu zasnęła wraz ze swym małym synkiem w pokoiku przy drzwiach. Nasz znajomy odwrócił się do nas i położył palec na ustach.
- Napracowała się, niech teraz sobie pośpi - wyszeptał.

"Dobrze traktujcie wasze żony, wszak żona została stworzona z waszego łuku żebrowego;
gdybyście próbowali go prostować, złamałby się.
Traktujcie więc dobrze wasze żony."

are you from Japan?

Robiło się już ciemno. Słońce szybciutko chowało się za wydmy. Usiedliśmy w kręgu na gorącym jeszcze piasku. Atiya zapytała dlaczego on ciągle siada na tej samej wydmie i patrzy daleko na południe. Ponoć każdy ma swoją ulubioną. Zachód słońca powoduje, że głowa się oczyszcza z niepotrzebnych myśli i można skupić się na tym co ważne. Można tęsknić, można marzyć. Można też pomyśleć o kimś ważnym w twoim życiu, który jest daleko od ciebie.
Nagle z głębokiej ciemności wyłoniła się grupka azjatów. Spontanicznie zapytaliśmy, gdyż wygląd bardzo skupionych osób podpowiadał nam tylko jedno.
- Jesteście z Japonii? - chcąc tym samym normalnie zagadać, skoro i tak mieliśmy wspólnie spędzić noc na pustyni.
- Nie!- usłyszeliśmy w odpowiedzi. A ton i wyraz twarzy dał nam jednoznacznie do zrozumienia, że to pewna dla nich obraza. Nie odwracając głów poszli dalej.
Być może wszyscy uznają ich za japończyków i stąd taka nerwowa reakcja. No cóż, nie zaprzyjaźnimy się tej nocy - pomyślałem - i poszliśmy do swego biwaku na kolację.
Wcześnie rano ruszyłem na wydmy, ot tak, żeby pomedytować przy wschodzie słońca.
Kiedy siedziałem sobie i obserwowałem jak wielki rozpalony krąg wspina się po swojej tarczy, jedna z kobiet biwakujących tuż obok podeszła do mnie i jakby chcąc dać mi do zrozumienia jak powinno wygląd zadane wczoraj pytanie, wycedziła z angielska:
- Skąd jesteście?
Uśmiechnąłem się całą gębą, bo jednak faktycznie miała rację.
- No, z Polski. A wy skąd przyjechaliście?
- Z Korei, nie z Japonii! - i zachichotała tak, że mi się nawet troszkę głupio zrobiło.
Zapytałem czy wie gdzie leży Polska - i wiedziała. Zapytałem co jej się kojarzy z krajem kwitnącego ziemniaka - powiedziała bez zastanowienia Chopin. No i mnie drugi raz zatkało.
Nie "Walesa", nie "solidarity", nie jakieś tam "precz z komuną" a Chopin właśnie.
Moja nowo poznana koleżanka była studentką, która jako wolontariusz pracowała w Fezie i uczyła gry na fortepianie. Ponieważ jako ambitny ojciec mniej ambitnego dziecka ;), które męczy się w klasie fortepianu właśnie, znam się co nieco na plumkaniu po klawiszach znaleźliśmy wspólną płaszczyznę do rozmowy. Ględziliśmy tak o tym, że jednak dzieciaki bez względu na swoje uzdolnienia muzyczne powinny uczyć się gry na instrumentach by rozwijały koordynację, wyobraźnię i emocje. Efektem są same poztytywy choćby zwiękoszona wrażliwość na sztukę. Chwaliłem jej decyzję, że właśnie tu w Maroku podjęła wyzwanie - bardzo mi to zaimponowało.
Fajnie nam się gadało (nawet pomimo tego, że siedziałem już wtedy wprost pod słońce) aż do momentu gdy zza wydmy wyłonili się jej znajomi kończący przejaźdżkę na wielbłądach. Popatrzyliśmy w ich kierunku i niemal w tej samej chwili powiedzieliśmy:
- Eh, ci turyści!
Zrobiłem im zdjęcie i śmiejąc się pod nosem rozeszliśmy się na śniadanie.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...