Na początku wiedziałem tylko, że muszę zobaczyć te śmieszne kozy, które wskrabują się na drzewa i dyndają na nich jak wielkie włochate owoce. Gdy już je zobaczyłem, zacząłem się zastanawiać co takiego skłania te zwierzęta do specyficznego wysiłku (ciernie), kiedy zza pagórka wyłoniła się Luluah z aparatem w ręku i oznajmiła, że właśnie była świadkiem narodzin kolejnego drzewnego oskubywacza orzeszków arganii czyli kózki właśnie.
- Argania? - zapytałem.
Wysłuchałem niemałego wykładu na temat poskręcanych drzewek rosnących wyłącznie w Maroku, wyłącznie pomiędzy Agadirem a Es-Sawirą, będących endemitem wpisanym na listę rezerwatów biosferycznych UNESCO . Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że nie tylko kozy uwielbiają liście i owoce arganii. Pozyskiwany z nasion olej jadalny ma wyjątkowe właściwości i ze względu na nie stosowany jest w marokańskiej kuchni. Wykorzystuje się go również jako kosmetyk (olejek, mydło itp). Wytłoki z nasion stosuje się również jako paszę dla wielbłądów a w wyniku fermentacji miąższu pozyskuje się napój alkoholowy o nazwie mahia d'Argan.
Obszar pokryty przez olbrzymi arganiowy sad to około 800 tysięcy hektarów a to co świadczy o jego niezwykłości to fakt, że jako endemit nie przyjął się nigdzie indziej na świecie, dziczejąc w miejscach gdzie próbowano go przenieść i nie przynosząc porządanych owoców.
Można się domyślać, że nie jest tani w zakupie. Dzieje się tak między innymi, ponieważ pozyskuje się stosunkowo mało oleju z dużej ilości owoców a liczebność drzew niestety kurczy się rok rocznie.
To, jak działa należy sprawdzić samemu ale chyba nie ma takiego olejku, który miałby aż tyle zalet, co produkty z Arganii. Ponoć odmładza, pomaga zabliźnić się ranom, stosowany jest również przy trądziku i chorobach skóry, wzmacnia włosy i paznokcie.
Cud? Pewnie nie, raczej siła natury ;)
Znalazłem coś do poczytania jakiż on jest cudowny... :