niedziela, 27 lutego 2011

"bo życie to magia" - czyli gdzie szukam inspiracji...

"...Jedynymi osobami, z którymi powinieneś wyrównać rachunki  są ci, którzy ci pomogli.."
                                                                John E. Southard


W niedzielny, mroźny poranek, kiedy dogasał kominek i koty zaczęły zagęszczać leniwą atmosferę swoim "potrzaskiwaniem" chcąc wzbudzić nasze zaspane serca tym samym żądając śniadaniowej porcji karmy ( w końcu mogły być głodne bo całą noc nie jadły), kiedy już po domu rozszedł się zapach parzonej kawy z plantacji fair trade a w telewizorze pojawiły się nieznośne "wrzaski" rodem z disney channel - podniosłam ekran laptopa by sprawdzić pocztę.
Dostałam pomarańczowego nagietka z promieniem słońca !!! W środku zimy, najlepszy, najmilszy sercu, powodując tym samym, że pojawiło się w nim na nowo lato. Na nowo zagościło ciepło. Nagroda wielka, nie do przecenienia, tym bardziej wartościowa, że otrzymana za nasze marzenia. A przecież jak pisał James Allen:
"... marzyciele są zbawcami świata..."
Sprawczynią wspaniałego poranka i zarazem wyróżniającą nasze skromne teksty jest Mama Ammara, autorka przecudnej natury bloga Jordania Okiem Polki, której z całego serca dziękujemy, że zechciała zauważyć nas wśród niezliczonej ilości wspaniałych blogerów. Odwdzięczylibyśmy się mega-wyróżnieniem z radością gdyby nie fakt, że rewanżować się w ten sposób nie wolno - dodam tylko, że nic nie zakłóci twej ugruntowanej pozycji w czołówce...

Sunshine Awards rządzi się swoimi prawami. Zasady jej wymagają aby wyróżniony:
1. Podziękował za wyróżnienie.
2. Umieścił u siebie link do bloga osoby, która cię wyróżniła.
3. Umieścił u siebie logo wyróżnień.
4. Przekazał nagrodę do 10 blogów.
5. Umieścił linki do tych blogów.
6. Powiadomił o tym nominowane osoby.
7. Stworzył listę rzeczy, które czynią go szczęśliwą

Postanowiłam, że moje wyróżnienia powędrują do osób, które nadają sens życiu i są dla mnie inspiracją - kolejność jest zupełnie przypadkowa acz nie pozbawiona logicznego sensu ;)
Zatem, mając na uwadze, że zbliża się gala oscarowa po odbiór wyróżnień poproszę lub raczej zgodnie z tradycją - the winners are:
Kiedyś, dawno temu wysłałam maila do dziewczyny, która wędrowała po Indiach. Samotnie, autostopem przemierzała "Incredible India" a ja zafascynowana jej opowieściami o pustyni, nomadach, Maroku czytałam jej wpis: "Bo życie to magia" na blogu Yakooseska. Później Beatę poznałam osobiście i do dnia dzisiejszego jej życie to dla mnie nieustająca inspiracja.
Bliska sercu i blisko miejsca, gdzie wędrują nasze serca jest Monika, która z Maroka a szczególnie z Marakeszu przybliża swoimi wpisami na Marakeszpopolsku najpiękniejszą perełkę Maghrebu
Za możliwość podglądania kraju Saudów, za bycie "naszymi oczami", za możliwość poznania kultury i zwyczajów -  z podziękowaniem dla Umm Latify i jej Arabii Saudyjskiej.
Specjalne wyróżnienie dla Ani, która wierzy w kobiecą siłę, pomaga tym, które się czasem poddają oraz za jej niestrudzone wysiłki niesione tym, którzy stracili już nadzieję. O "artystycznej stronie kobiecej duszy" w ArteMaroko.
Wcale nie przekornie ;) za wieczną podróż w czasie i przestrzeni oraz piękne ich opisywanie dla Uli z W drodze...
Z moją największą miłością do kraju faraonów, którą to od młodości obdarzam nieustannie Misr - dlatego właśnie to wyróżnienie kieruję do Ani z Kronik Egipskich.
Za inspiracje kulinarne:
oraz możliwość zagłębiania się w tajniki kuchni arabskiej ponownie dla Umm Latify prowadzącej blog o kuchni arabskiej z polską nutą.
i za rozbudzenie moich zapędów do upieczenia własnego bochenka chleba, a później kolejnych oraz za to, że mogę karmić mój własny baby-zakwas, wyróżnienie kieruję do Liski i jej Białego Talerzyka pełnego pysznych dań.
Za pogłębianie naszej wiedzy o Maroku, za wspólne zainteresowania i fascynację zimnym krajem gorącego słońca pragnę wyróżnić dwa blogi :
Z Maroka i jego autorkę Anę,
Moje Maroko Moje Życie  i piszącą w nim Alchemiczkę.
Z całą pewnością 10 to za mało ale zasady to zasady. Zabraknie tutaj wielu bliskich nam blogów opisujących świat fotografią, żartem, podróżą i samym sobą.

I na koniec lista "rzeczy", które czynią mnie szczęśliwą i nie ma na niej ani jednej rzeczy gdyż według mnie szczęście ukrywa się raczej w stanie ducha i emocjach niż w materialnych przejawach rzeczywistości,
tak więc są to:
- miłość moich najbliższych a w szczególności moich dziewczynek, obserwowanie ich codziennych zmagań z dorastaniem i dojrzewaniem (pomimo, że często wyjątkowo bolesnych i trudnych),
- proste uczucie szczęścia wywołanego kontaktem ze zwierzakami, ich zaufanie i czułości, twarz wtulona w mięciutkie futerko to od zawsze jedno z najwspanialszych dla mnie doznań,
- zaufanie ze strony najbliższych, tworzenie i proste kontemplowanie bliskości, zwykłe codzienne zajęcia, które tworzą barwną mozaikę naszego życia, działanie i współdziałanie w gronie przyjaciół,
- realizacja marzeń, mimo, że czasem tak nierealnych i zwariowanych,
- kontakt z przyrodą, bieganie boso po trawie, przesypywanie piasku przez palce, oglądanie kolorowych kwiatów w moim ogrodzie, słuchanie szumu drzew i śpiewu ptaków, podziwianie wspaniałych widoków, wdychanie rześkiego górskiego powietrza, dyndanie nogami na kolejce linowej ;-)
- tak w ogóle chyba najbardziej wyjątkowe szczęście sprawia mi proste sprawianie szczęścia innym - podobno to rodzaj ułomności ale wcale nie zamierzam z nią walczyć ;-)


No to czas powiadomić wyróżnione :-)


wtorek, 22 lutego 2011

"nie poddam się demagogii..." - czyli marokańskie wichry "arabskiej rewolucji"

W lipcu tego roku minie 12 lat od przejęcia tronu przez Mohammada VI - króla Maroka. W czasie jego kadencji Maroko z będącego w zapaści gospodarczej, biednego i zapomnianego przez świat kraju przeistoczyło się w jedno z najbardziej prężnie rozwijających się gospodarczo afrykańskich państw, sukcesywnie utrwalając swoją pozycję lidera przemian ekonomicznych i rozwoju społecznego w regionie. Jako dziedziczna monarchia konstytucyjna Maroko w uznawanych i szanowanych wartościach odwołuje się tak do religii jak i do demokracji, kształtując coraz bardziej idee liberalnego ustroju, jak również za sprawą podejścia Króla Mohammada VI zrywając ostatecznie z tradycją autorytarnej władzy - jaka miała miejsce za rządów jego ojca Hassana II. Dzięki zamierzeniom i postawie króla Maroko jest przykładem szerokich reform pro-społecznych i oficjalnych dążeń do wprowadzenia demokracji. Już w 1999 odbyły się pierwsze wolne wybory a w 2002 miały miejsce kolejne wsparte przez równy dostęp do mediów dla wszystkich startujących w wyborach partii. To Muhammad VI jako pierwszy przeprowadził ogólnospołeczną kampanię edukacyjną skierowaną do wyborców a dzięki jego bezprecedensowej w świecie arabskim decyzji 10% z 325 miejsc w parlamencie przypadło kobietom. Przewodził również rewolucyjnym zmianom w kodeksie rodzinnym - nadając kobietom po raz pierwszy w historii kraju szereg praw osobistych i majątkowych, co uczyniło Maroko jednym z najbardziej postępowych krajów arabskich. Od 1999 w Maroku sukcesywnie i powoli tworzą się zalążki prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego a dzieje się to dzięki dążeniom Mohammada VI do decentralizowania administracji i konsekwentnej polityce otwartości na zmiany. Ale tak jak wszędzie zmiany nie dokonują się od razu, potrzeba do tego czasu. Dla wielu jednak dzieje się to zbyt wolno. Na fali "arabskiej rewolucji" poczuli podmuch wiatru w żaglach i zdecydowali się przejąć inicjatywę....

W niedzielę 20 lutego na wezwanie stworzonego na portalu społecznościowym "Ruchu na rzecz zmian 20 lutego" około 20 tysięcy ludzi w wielu miastach Maroka wyszło na ulicę by wyrazić swoje niezadowolenie.
W odniesieniu do planowanych zgromadzeń Król odnosił się z wyraźnym dystansem. Pomimo obaw i niepewności co do rozwoju sytuacji zezwolił na pokojowe protesty wierząc, że to jedna z form demokratycznego państwa, które szanuje nastroje społeczne i poglądy jego obywateli. Protestujący Marokańczycy żądają szybkich reform w szczególności aparatu rządzącego, uchwalenia zmian w konstytucji, oddania części władzy przez  króla.

Przywódcą grupy jest bezrobotny technik komputerowy Oussam El Khalifi potwierdzający, że celem protestu nie jest osoba Króla ale raczej ułomny i skostniały system. Wśród demonstrujących w Rabacie, stolicy Maroka, słychać było hasła żądające "prawdziwego rządu, prawdziwego parlamentu, prawdziwego sądownictwa", często powtarzany był zwrot "stop social apartheid" nawołujący do wyrównania szans społecznych ale również potępiający bezrobocie, korupcję, oraz utrudniony dostęp do edukacji. Mają nadzieje, że ich wystąpienia pchną kraj w dobrym kierunku i nadadzą ton szybkim zmianom, które ich zdaniem są nieuniknione do w pełni demokratycznego funkcjonowania państwa w XXI w.

"Ludzie chcą by ich politycy byli rozliczani i chcą mieć możliwość wyboru swoich przedstawicieli" - powiedział popierający wystąpienia protestujących książe Moulay Hicham Alaoui, kuzyn króla Maroka, w swoim wywiadzie dla kanału France 24 - "Maroko nie jest wyjątkiem. Mamy silne aktywa w postaci tolerancji pomiędzy strefą polityczną i centrum, którym jest monarchia, uzasadniona i kulturalnie utwierdzona."

Minister spraw wewnętrznych Taib Cherkaoui potwierdził, że około 120 osób manifestujących zostało zatrzymanych w związku z protestami. W Al Hocaima próba obrabowania banku dla 5 osób skończyła się tragicznie, gdyż zginęli w pożarze wznieconym przez uczestników demonstracji. W Marakeszu natomiast grupa kilkunastu osób podążających wzdłuż ulicy Mohammada V dopuściła się dewastacji kilku witryn sklepowych i restauracyjnych w tym położonej w centrum Ville Nouvelle restauracji McDonald's.

Stałe dążenie do demokracji zapoczątkowane przez rządy Mohammada VI musi teraz nabrać szybkości, wskoczyć na wyższy poziom utwierdzając tym samym ludzi w kreowaniu pozytywnych zmian. Uczestnicy manifestacji deklarują kontynuowanie protestów aż do skutku, mając nadzieję, że ich determinacja wywoła odpowiedni nacisk na wszystkie osoby odpowiedzialne za budowanie systemu politycznego. Komentatorzy potwierdzają, że żądania reform konstytucyjnych były żywe przez wiele ostatnich dziesięcioleci ale dopiero teraz, po raz pierwszy w historii Maroka, mają tak znamienity oddźwięk społeczny i są popierane przez tak szerokie gremium Marokańczyków od całkowicie apolitycznej młodzieży poprzez lewicujące grupy Islamskich radykałów aż po berberyjską grupę Amazigh.

W dzień po fali protestów Mohammed VI podczas ceremonii mianowania członków Komitetu Doradczego Rady Społeczno-Gospodarczej powiedział, że nie podda się demagogii i potwierdził swoją wolę dokonania nieodwracalnych i trwałych reform jednak równocześnie położył nacisk na zachowaniu indywidualnego "wzoru Marokańskiego" w ich realizacji. "Musimy stale dążyć do zapewnienia, że założenie sprawnej demokracji idzie w parze z zasadą zrównoważonego człowieczeństwa" - powiedział zwracając się do 100 nowo-mianowanych członków komitetu. Potwierdził, że w działaniach nie zamierza kierować się improwizacją i demagogią nie dających się spełnić obietnic a oprzeć je raczej na trwałym dążeniu do wypracowania własnego modelu demokracji i rozwoju.

Osobiście wierzę, że mu się to uda, gdyż już nie raz dowiódł trafności swoich ocen i działań. Byle tylko starczyło cierpliwości protestującym..... i pokojowe manifestacje ku demokracji nie przekształciły się w krwawe zamieszki przeciw władzy. Bo mimo, że wszystkim wiadomo jak Marokańczycy kochają swojego Króla wiadomo też, że od miłości do nienawiści... tylko jeden krok...




(inspirowane przez: reuters.com oraz http://www.globalpost.com/dispatch/morocco/110221/king-mohammed-vi-protest?page=0,1)

środa, 16 lutego 2011

dlaczego Maroko ? - czyli nieznośna lekkość bytu...

Motywem przewodnim tego postu jest proste pytanie: "dlaczego?".

Ktoś po raz kilku-setny zapytał ostatnio: "Dlaczego chcecie jechać do Maroka... przecież to kraj arabski...?"
Ktoś inny dodał: "Dlaczego akurat Maroko, przecież jest tyle innych przyjemniejszych miejsc na świecie, tam się tyle dzieje złego?"
Ktoś głośno się zastanawiał: "Nie rozumiem, dlaczego decydujecie się porzucić opływającą w dobrobyt Unię Europejską i skazać na egzystencję w "kraju trzeciego świata"?
A inny ktoś starał się nawet przekonać: "Dlaczego nie zostać w Polsce, przecież tu też można znaleźć sobie ciekawe zajęcie?"

Od kilku a nawet kilkunastu miesięcy wszędzie, na każdym kroku towarzyszy nam ten niesamowity pytajnik. I choć na początku starałam się tłumaczyć, rzeczowo odpowiadać, ukazywać naszą filozofię i obalać mity, teraz zaczynam odpuszczać. Widzę, że pytanie "dlaczego" z góry w większości przypadków jest retoryczne.... pytający nie potrafią (a czasem może nawet nie chcą) przyjąć naszych racji ani zrozumieć odmiennych zainteresowań. Wielu nasze plany traktuje conajmniej jak plany lotu w kosmos - z którego możemy nie wrócić. Niektórzy, pomimo wspierania ze strachem przestrzegają nas przed czarną dziurą, która może nas wchłonąć. Proszą o ponowne przemyślenie nierozsądnej ich zdaniem decyzji.

A my.... wbrew powszechnej logice i uprzedzeniom, chyba poprostu uwielbiamy komplikowanie sobie życia, jego lekkość jest dla nas nie do zniesienia. Lubimy wyzwania, nowe sytuacje i to jest dla nas motorem do działania. Chcemy brać życie garściami i rzucać się na głęboką wodę. Wycisnąć z życia każdą kroplę a nie dać mu przepłynąć między palcami.... ale przede wszystkim podążać za sercem.
Czy gdyby Kolumb słuchał sceptycznych wypowiedzi - odkryłby Amerykę? Czy też gdyby Marco Polo przestraszył się pomocnych doradców wybrałby się w daleką podróż do Chin. 
Marzenia nie mogą być tylko realne - bo gdyby takie były to nazywano by je raczej planami z nieokreślonym terminem wykonania.


"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował
tego czego nie zrobiłeś niż tego co zrobiłeś,

Więc odwiąż liny i opuść bezpieczną przystań.
Złap w żagle pomyślne wiatry.
Podróżuj, śnij, odkrywaj...."  M.Twain

wtorek, 15 lutego 2011

święto ... szaleńców ;)

Jest taki dzień w roku, który kiedyś całkowicie nas obchodził... i to dużym łukiem nas obchodził. Nikt o nim nie wiedział i wszyscy byli szczęśliwi. Nikt nie potrzebował komercyjnej szopki w postaci miliona czerwonych serc, czerwonych lizaków w kształcie serc i czerwonych karteczek z sercami... czerwonymi, oczywiście. Nie dość tego wyczytałem, że to takie uzupełnienie mające na celu wypełnić pustkę i zastój handlowy pomiędzy dwoma wielkimi świętami. No to chyba już lekka przesada.

"... miłość jest czymś najmocniejszym na świecie, a jednak nie można wyobrazić sobie nic bardziej skromnego..."
                                                     Mohandas Karamchand Gandhi


Kiedyś nikt nikomu nie musiał przypominać, że ktoś do kogoś coś tam czuje. W dobie niby-pędu życia cywilizacji następuje próba wykpienia się karteczką i załatwienia wszystkich sercowych spraw jednego dnia. O, nie! takie all-in-one. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana i trudniejsza.
Chciałem bardzo mocno, tak z całego serca i szczerze wytłumaczyć moim córkom na przykładzie ich rodziców, że uczucie buduje się czasem a cementuje drobnostkami codzienności a nie jednym gestem w roku. Chciałem pokazać, że o wiele trudniej jest ... no właśnie, jak widać zawsze idziemy na łatwiznę.
Potem padamy ofiarą własnoręcznie wyprodukowanych piernikowych serc udekorowanych kolorowym lukrem. Dostałem taki piernik. Ucieszyłem się. Odwdzięczę się na pewno jakimś miłym gestem ale z pewnością nie zrobię tego 14 lutego ;)



ps. dziewczynki nie zapomniały o swoich koleżankach na wypadek gdyby ktoś o nich nie pamiętał...



niedziela, 13 lutego 2011

w poszukiwaniu smaku baklawy

Dawno temu miałem okazję posmakować magiczne, orientalne ciastko. Niewiarygodnie słodkie, płynące miodem, pełne orzechów z cytrynową nutką. Dałem radę zjeść tylko mały kawałeczek bo słodycz przepełniająca ten deser nie pozwalała na więcej. Mowa oczywiście o baklawie, baklavie lub bakławie. Deserze pojawiającym się na stołach tureckich, ormiańskich i bałkańskich.



Będąc w północnej Afryce przy każdej możliwej okazji zaglądałem do cukierni, przeglądałem przenośne stragany z łakociami, podpytywałem odwiedzane gospodynie o tego typu słodycz. Znajdywałem oczywiście różne odmiany słodkich, miodowych ciasteczek z ciasta francuskiego w tunezyjskich, marokańskich i egipskich kuchniach ale niestety nie natrafiłem na to, czego szukałem. Nie było to oczywiście żadną obsesją lecz poszukiwaniem zagubionego wspomnienia, z tym że powiązanym z kubełkami smakowymi. Oczywiście, w bardzo gorący i słoneczny dzień takie słodkości mogą zemdlić, wręcz zakleić nam usta ale czego nie robi się będąc niezłomnym poszukiwaczem.
W upalny, letni dzień odwiedziliśmy zatem cukiernię na Rue Bab Agnaou w Marakeszu i każde z naszej siedmioosobowej ekipy kupiło inne ciastko z bogatej oferty słodkości - a co tam, pomyślałem, nie będę cierpiał sam. Następnie po zjedzeniu po kolei mieli opisać mi smak, czy aby nie jest zbliżony do ideału. Niestety pomimo wspaniałych deserów tam serwowanych i naszego poświęcenia nie udało się. Zaraz po degustacji pierwsze kroki skierowaliśmy do sklepiku kupując butelki wody i popijając próbowaliśmy pożegnać się z nadmiarem cukru.
Wczoraj mieli pojawić się u nas długo oczekiwani goście, Ania z ArteMaroko z mężem. Pomyślałem aby kolację przy której będziemy wspominać podróże uświetnić moją podróżniczą "udręką" w postaci niezapomnianej baklawy właśnie.
Przepis na to rewelacyjne ciasteczko podpatrzeliśmy od Małgosi z Pieprz czy Wanilia (link w tytule bloga) za co serdecznie dziękujemy.
Lekko zmodyfikowaliśmy przepis na potrzeby wyposażenia naszej skromnej spiżarni. Dlatego ghee (klarowane masło) zastąpiliśmy zwykłym masłem. Do syropu zamiast wody różanej i pomarańczowej starliśmy skórkę cytryny a orzechy pekan zastąpiliśmy laskowymi. Nasza fantazja pozwoliła nam na dodanie pociętych suszonych fig - a bo akurat bardzo je lubimy.
Oczywiście przepisy trzeba czytać do końca a wtedy zapewne posypiecie pistacjami po upieczeniu a nie tak jak my spalicie je w piekarniku...
Ponieważ całe ciacho po upieczeniu zniknęło zanim zdążyłem zrobić fotkę wstawiam zdjęcie przed włożeniem do piekarnika.
Życzę smacznego, zwłaszcza przy wspomnieniach z podróży...


czwartek, 10 lutego 2011

koci świat Maroka - czyli historie pisane pazurkiem...



A wszystko (podobno) zaczęło się od Muezzy....

.... pewnego razu podczas wędrówki Mahomet został pogryziony przez wściekłe psy... odnalazł go kot, nazwany przez niego później Muezza, wylizał mu rany i był przy nim aż się zagoiły. Od tej pory stał się nieodłącznym towarzyszem proroka. Ciąg dalszy legendy mówi, że któregoś razu Mahomet wstając na modlitwę zauważył, że Muezza śpi w rękawie jego szaty. By nie budzić kota odciął więc rękaw i odprawił modły z jednym ramieniem odkrytym. Kiedy skończył modlitwę kot wstał i pokłonił się prorokowi. Inne legendy związane z życiem Mahometa mówią o tym jak często zwykł był głosić kazania z kotem na kolanach oraz, że z braku innego źródła wody nie raz dokonywał ablucji przed modlitwą wodą z miseczki swojego kota.


Tyle legendy.... jednak również w codzienności krajów arabskich widać wielkie zamiłowanie ludzi do tych zwierząt. W odróżnieniu od psów, których niewielu w tamtych stronach darzy szacunkiem i miłością, koty zaskarbiły sobie status szanowanych członków społeczności i są stałymi mieszkańcami każdego arabskiego miasta i każdej wsi. Nawet w najbiedniejszych dzielnicach, gdzie widać nędzę na każdym kroku, zawsze znajdzie się ktoś kto podzieli się ostatnimi okruchami z kotem. Często nie wiodą może wygodnego życia ale nigdy nie pozostają odrzucone. Zawsze znajdzie się ktoś kto da wody w małej miseczce i zostawi koło wejścia do domu resztki z obiadu. Choć wiodą żywot ubogi i często niestety nie zapewnia się im opieki weterynaryjnej na brak miłości i szacunku nie mogą narzekać. Wiele z nich ma swoje domy jednak pozwala się im szwędać całymi dniami po mieście dając wolność którą koty tak kochają ;-)

Podczas podróży po Maroku nie raz widzieliśmy wzruszające (często szokujące nas) sceny związane z miłością do kotów, pozwalano im wylegiwać się na stertach dywanów przeznaczonych do sprzedaży lub zajmować krzesło właściciela sklepu, który cierpliwie czekał aż kotek się wyśpi i sam sobie pójdzie. Choć postrzegając sytuację kotów w Maroku przez pryzmat europejskich standardów może się komuś wydawać, że koty nie mają tam lekko (brak opieki medycznej, szczepień, niedobory pokarmu, gorący, niesprzyjający klimat) - myślę, że ich sytuacja jest wbrew pozorom o wiele lepsza niż np.w Polsce.

Pomyślcie tylko - gdzie jako kot wolelibyście mieszkać - w klatce w schronisku dla zwierząt, w piwnicy bloku z ciągłym zagrożeniem otrucia czy też bestialskiego traktowania czy na ulicy pełnej przyjaznych ludzi, gdzie zawsze znajdziecie choćby odrobinę pokarmu i wodę....?

Można powiedzieć, że koty w krajach arabskich mają szanowany status stałego rezydenta z naciskiem na obopólne korzyści. Dzięki kotom w świecie ludzi nie ma odpadków organicznych jak i gryzoni roznoszących choroby a dzięki ludziom koty mogą mieć swój koci świat, pozbawiony naturalnych wrogów i uprzedzeń.



Niestety w przypadku psów nie możemy być tak zachwyceni i optymistyczni.... bo ich los wygląda zazwyczaj w tych krajach wręcz tragicznie.
Cóż niestety nie ma na świecie ideałów.... jedynie więc pozostaje stać się tą zmianą, którą pragnęłoby się ujrzeć.... np. wspierając edukację w kierunku ochrony zwierząt....
i liczyć, że nastawienie ludzi jak i traktowanie psów przez to choć trochę się w przyszłości zmieni....
Inshallah ;-)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pozostając w temacie kocim.... pragnęłabym zwrócić uwagę wszystkich miłośników tych zwierząt na wspaniałe trzy kotki, dla których pilnie szukamy nowego domu / nowych domów.
Czas niestety nas nagli i każde otwarte i kochające serce gotowe na adopcję jednego z nich będzie dla nich nadzieją na spokojną przyszłość... a dla nas wielką radością, że możemy oddać je w dobre ręce
proszę zajrzyjcie na :
http://przygarnijkota.blogspot.com/

"Bo koty są dobre na wszystko,
Na wszystko, co życie nam niesie,
Bo koty to czułość i bliskość,
na wiosnę, na lato, na jesień.

A zimą - gdy dzień już zbyt krótki,
i chłodnym ogarnia nas cieniem,
to kot - twój przyjaciel malutki,
otuli cię ciepłym mruczeniem"

F. Klimek

sobota, 5 lutego 2011

efekt motyla

Mój własny brat w swej wielkiej życiowej mądrości napisał do mnie:
"Jak to jest, że gdzieś w małej miejscowości na placu w Afryce mały motyl zatrzepocze skrzydłami i tym samym zrujnuje cały misterny plan pewnej rodziny w zupełnie innym zakątku świata... ?"

Jaka jest przyczyna, że podniesiona w górę pięść, ciągnie za sobą tysiące innych? Z jakiego powodu podniesiony sztandar wolności może być nazwany raz "jaśminowym", innym razem "krwawym"?
Ktoś mający dość zatrzepotał skrzydłami sprawiedliwości, rozpętał burzę, pociągnął innych czujących podobnie. Głos wołania z kilkunastu tysięcy gardeł rozniosła się jak fala uderzeniowa i powędrowała w świat. Dotarła też do nas.
Nas akurat dotyczy to może bardziej niż innych. Z miłości do Tunezji cieszymy się, że próba ułożenia przyszłości nie idzie w parze z masowym okrucieństwem. Z miłości do Egiptu - krwawi nasze serce, że na ulicach giną jego mieszkańcy, być może osoby, które znamy, które spotkaliśmy. Bo dla nas najważniejsi są ludzie. Polityką się nie zajmujemy, nie mamy na nią czasu i ... ochoty zresztą też nie. Cieszymy się szczęściem naszych przyjaciół, kiedy im się powodzi i płaczemy razem z nimi w ich niedoli. Trudno jest nie stawać po żadnej ze stron bo...
- Każdy ma prawo walczyć o swoją wolność.
Mam nadzieję, że wolność narodu, kraju, regionu nie zburzy misternie murowanego miesiącami naszego, osobistego wiaduktu do własnego nowego życia.

Dla nas to taka retrospekcja. W Polsce zupełnie nie tak dawno przeżywaliśmy podobne sceny. Chcieliśmy swobody, wolności, pracy i demokracji... Nie udało się bez ofiar. Szkoda, że nie zawsze wychodzi nauka oparta na błędach innych. Nie zawsze też tak można.
Jeśli jest ci źle - krzycz. Jeśli nie możesz wytrzymać -zmień to.
Ważne jest to, co przyniosą ze sobą zmiany. Modlimy się, oby same dobre rzeczy.

Musimy odwdzięczyć się wszechświatowi i wykonać własny efekt motyla. Już dziś wysyłamy Egiptowi, Tunezji, wszystkim krajom Maghrebu i całej Północnej Afryce przesłanie (co prawda indiańskie ale jakże pasujące do obecnej sytuacji):

"...Pewien indiański chłopiec zapytał kiedyś swego dziadka:
- Co sądzisz o sytuacji na świecie?
Dziadek odpowiedział:
- Czuję się tak, jakby w moim sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden jest pełen złości i nienawiści. Drugiego przepełnia miłość, przebaczenie i pokój.
- Który z nich zwycięży? -chciał wiedzieć chłopiec.
- Ten, którego karmię. - odpowiedział dziadek... "







piątek, 4 lutego 2011

dziwny jest ten świat.... - czyli dokąd zmierza północna Afryka

O komentarzu do zamieszek w pólnocnej Afryce myślałam już od kilku dni ale dopiero pewien mail otrzymany wczoraj ostatecznie natchnął mnie do napisania kilku słów.

Tunezja i Egipt - dwa ukochane przez nas miejsca.... byliśmy tam, poznaliśmy je i zostawiliśmy tam kawałek naszego serca ale świat po raz kolejny pokazał jak bieg historii może byc przewrotny. Podczas naszego pobytu w Tunezji nastroje były spokojne, prezydent pojawiał się wszędzie, na bilbordach, plakatach, fotografiach w każdym niemal biurze, hotelu, restauracji a nawet małym przydrożnym barze.... żartowaliśmy nawet, że pewnie jak się otwiera puszkę to też na wieczku od środka jest zdjęcie prezydenta. W całym tym "prezydenckim" jarmarku odniesienie ludzi do jego osoby było zastanawiająco zdystansowane. Nie wypowiadali się źle ale może dlatego, że wogóle unikali jakichkolwiek rozmów o polityce i sytuacji kraju. Większość ludzi skupiała się na przeżywaniu codzienności.


Nie było widać strachu czy też upokorzenia jak to miało miejsce w Egipcie, gdzie wracając autobusem z Kairu byliśmy jedynymi ludźmi w pojeździe, którzy nie czuli przerażenia podczas kontroli policji. Bo Egipt pod wieloma względami jest tak różny od Tunezji jak Polska od Białorusi czy też Ukrainy. Niby oba na tym samym kontynencie, oba podobne kulturalnie a jednak... nie można ich mierzyć tą samą miarą. Nawet konflikt, rewolucja, której początek był w Tunezji, w Egipcie rozrosła się w krwawe zamieszki, których końca nie widać....

Nie wiadomo dokąd to zmierza, czy kolejne arabskie kraje Afryki i Bliskiego Wschodu, jak domino powielą wzór równania na zmiany..... zobaczymy. Podobno 12 lutego mają rozpocząć się zamieszki w Algierii a 20 lutego w Maroku ale ile w tym prawdy i czy "facebook-owym" rewolucjonistom uda się porwać tłumy tego nie wiemy. Wiemy tylko, że całe to zamieszanie dotyka nas osobiście, bo prawie jesteśmy już jedną noga w Afryce. Teraz gdy podjeliśmy decyzję o wyjeździe, może się okazać, że los spłata nam figla i to uniemożliwi.

Dziwny jest ten świat - bo jeszcze kilka miesięcy temu dałabym sobie ręce uciąć, że żadnego konfliktu w  Północnej Afryce być nie może - bo to państwa spokojne i nastawione na turystykę - a nikt przecież nie zabija kury znoszącej złote jajka. A jednak...... byłabym dziś bezręką kaleką...
nigdy nie mów nigdy....

Cóż faktycznie wszyscy zdajemy się być tylko drobinkami kurzu pod stopami przeznaczenia
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ale ponad wszystko życzę Egipcjanom i Tunezyjczykom tego czego pragną najbardziej - demokracji, choć mam wiele obaw o to czy potrafiliby z niej korzystać.... Mam nadzieję, że ta rewolucja, to powstanie ludu nie będzie kolejnym powieleniem historii, która już raz zakpiła sobie z rewolucjonistów w Iranie - i z deszczu pchnęła ich centralnie pod rynnę.... 

"uważaj o co prosisz by nie żałować, że to otrzymałeś"


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...