wtorek, 9 listopada 2010

marzenie o "własnych" czterech kółkach w Maroku - czyli jak poczuć duszę na ramieniu....

Maroko - o ponad 100.000 km kwadratowych większe od Polski jest krajem bardzo dobrze zkomunikowanym, sieć dróg i autostrad jest często dużo lepsza i gęstsza niż w naszym europejskim kraju... Jednak odległości pomiędzy punktami docelowymi oraz niska częstotliwość kursowania komunikacji zbiorowej sprzyjają decyzji wypożyczenia samochodu by w ograniczonym czasie urlopu zobaczyć jak najwięcej i nie marnować chwil na oczekiwanie na autobus czy taksówkę... do niektórych miejsc poprostu niemożliwe jest dotrzeć bez samochodu....




Ponieważ często taka decyzja wydaje się zbyt ryzykowna chcielibyśmy rozwiać niepotrzebny strach i wątpliwości ....

WYPOŻYCZALNIE - dzielą się na trzy gatunki: 1) lokalne, tanie, bardzo ryzykowne,   2) lokalne, drogie, mniej ryzykowne,  3) międzynarodowe, bardzo drogie, najmniej ryzykowne,
My z racji ograniczonych funduszy wypróbowaliśmy dwa pierwsze gatunki i zdecydowanie polecamy ten drugi.... To wypożyczalnie, gdzie ceny zaczynają się średnio  od około 40 Euro za najtańszy samochód z klasy Dacia Logan (z doświadczenia wiemy, że cenę można stargować o 5 Euro zależnie od umiejętności targującego i sezonu):
http://www.najmcar.com/parc-auto.html
lub tańsza wypożyczalnia, cena auta od 25 Euro w zimie, ale z udziałem własnym:
www.medloc-maroc.com
W pakiecie z autem dostajemy ubezpieczenie bez franszyzy (czyli bez udziału własnego w szkodzie) - a to naprawdę bardzo ważna rzecz biorąc pod uwagę ryzyko poruszania się po marokańskich drogach. Auta w tej grupie wypożyczalni mają też przeważnie klimatyzację, co jest niewyobrażalnym atutem - szczególnie latem na południu gdzie temperatura lubi wzrastać w dzień do około 50 stopni Celsjusza.


Do wypożyczenia jest nam potrzebne tylko prawo jazdy oraz karta kredytowa (z wytłoczeniem) - jeśli bierzesz więcej niż jedno auto, na każdy samochód najlepiej osobna karta - bez tego może być problem, gdyż  jest to swoisty zastaw dla wypożyczalni - po oddaniu samochodu dostajemy wypełniony druk z powrotem. Wraz z umową warto go zachować aż do przyjazdu do Polski.
Zazwyczaj opony i szyby samochodu nie podlegają ubezpieczeniu, więc w razie awarii to będzie nasz kłopot.
Należy pamiętać, że często jest zastrzeżenie w umowie o jednym kierowcy na auto - co czasem, na przykład przy pokonywaniu dużych odległości może być utrudnieniem - warto się zapytać i próbować negocjować.

Teraz kolej na kilka słów o jeździe samochodem po Maroku -
to zawsze w krajach arabskich wielkie wyzwanie dla zachodnich (europejskich i amerykańskich) kierowców.... wszelkie zasady ruchu drogowego mają tu drugorzędne znaczenie a rządzi "język klaksona" oraz gestykulacja kierowców..... nawet policjant stojący na podwyższeniu na środku co któregoś ronda zdaje się tańczyć, pogwizdując w sobie tylko znanym celu - bo nikt, komplenie nikt nie zwraca na niego uwagi...... przejazd przez centrum miasta to jak udział w jakimś zwariowanym przepychaniu się, czy też zabawie w "kto pierwszy" po drugiej stronie skrzyżowania.... i udział w tym biorą wszyscy na równych zasadach - czyli motorynka czy też skuter albo jeszcze gorzej - dorożka - wpycha się przed ciężarówkę czy autobus.... tu zasada ustąp pierwszeństwa nie obowiązuje, zresztą główna zasada to raczej "brak zasad".....
należy nadmienić, iż powyższa "brakozasadność" dotyczy również pieszych i świateł na przejściach dla powyższych ;)
Wersja ekstremalna, której próbowaliśmy to przejazd dwoma samochodami (tak by nie stracić się z pola widzenia) przez centrum Marakeszu, kierując się w określonym kierunku (i próbując go odnaleźć)..... ilość wydzielanej adrenaliny można porównać tylko do przejazdu największą górską kolejką (gdzie jednak mamy pewność, że wyjdziemy bez szwanku co w przypadku jazdy samochodem może być wątpliwe....) próba nawigacji w takich warunkach, próba odnalezienia punktu docelowego czy też nie zgubienia porządanego kierunku, jest niemal niemożliwa..... kierowca wraz z pasażerem zamiast odnajdywać swoje położenie na mapie, próbują zazwyczaj pozbierać najprostsze myśli i nie wpaść w panikę....
U nas w Polsce klakson znaczy ewidentnie "UWAŻAJ" - tam znaczy "TERAZ JA", "SPADAJ", "NO JEDŹ JUŻ", "PRZESUŃ SIĘ", "STÓJ", "BARDZO PROSZĘ, JEDŹ PIERWSZY" itp. Po konsultacji z wieloma kierowcami, którzy przeżyli tę szkołę przetrwania stwierdzamy, że ludzie dzielą się tu na dwie grupy - tych co "już nigdy więcej" i tych co "do wszystkiego można się przyzwyczaić".... trzymam kciuki by każdy należał do drugiej grupy :-)


No, i trochę o DROGACH - tu miłe rozczarowanie, bo spodziewaliśmy się masakry, dziur, braku asfaltu, afrykańskich bezdroży a tu mamy piękne proste, gładkie drogi (może tylko czasem trochę wąskie, szczególnie na południu - ale nigdy dziurawe).... Mamy też sieć autostrad, przez góry, tunele, wąwozy, autostrad z prawdziwego zdarzenia - odpłatnych ale za to szybkich i prostych.... bez ciągłych remontów i robót drogowych....  górskie sempertyny nawet w zimie są przejezdne - jeśli wyjątkowo posypie śniegiem to opadają szlabany i już w drodze na przełęcz jest się kierowanym na objazd.... i nie jest wcale tak przerażająco jak to opisują niektórzy.... oczywiście zawsze!!! zachować należy ostrożność i trąbić przed każdym większym górskim zakrętem - ale nie demonizować.
Tiz'n Tichka - pomimo, że jest najwyższą z Marokańskich przełęczy  dostępnych samochodem (2260m npm) nie jest żadnym wyzwaniem dla średnio uzdolnionego kierowcy....

Należy też pamiętać by wypożyczonym samochodem pod żadnym pozorem nie jeździć po drogach ubitych PISTE - no chyba, że ma się samochód terenowy z opcją wynajmu na jazdę po takich drogach.... jeśli coś się tam zdarzy i będzie musiała dojechać tam pomoc drogowa - zapłacimy karę w wypożyczalni za zjechanie z asfaltowego szlaku. Nie jest to zapewne warte ryzyka, które przy większości piste z racji kamienistego podłoża jest bardzo duże.

Na koniec - najgorsze - awaria auta.... no cóż to też przeżyliśmy..... zima, było już dobrze popołudniu, właśnie zjeżdżaliśmy z gór, gdzieś za Tiznigh jadąc w stronę Taroudantu, do którego chcieliśmy dotrzeć przed zmierzchem.... i tu nagle coś zgrzytnęło w kole.... pierwsza myśl "złapaliśmy gumę" ale po oględzinach nic nie widać - jednak jechać właściwie się nie da bo zgrzyt coraz większy.... hmmm pewnie łożysko ale co tu robić.... zaryzykowaliśmy jechać dalej ale już przy pierwszej górce hałas jest tak duży, jakby samochód zaraz miał się rozpaść na kawałki..... no nic innego nam nie pozostaje jak szukać jakiegoś warsztatu - pomocy.... najpierw telefon do agencji wynajmu - gdzie po długim dogadywaniu się ustaliliśmy, że pokryją koszty naprawy.... ale wszystko jest na tak zwana "gębę", więc pewności  i tak nie mieliśmy jak się to zakończy.... przypomnieliśmy sobie, że całkiem niedaleko mijaliśmy jakieś miasteczko a do następnego dużego miasta będzie według mapy kilkadziesiąt kilometrów więc decyzja: "zawracamy"..... tam długo szukamy pomocy, w końcu trafiamy do gospodarstwa gdzie po porzuconych traktorach i koparkach stawiamy tezę, że dorabiają sobie naprawami sprzętu rolnego i ciężarówek....  "fachowiec" zdjął koło, zdemontował tarczę i zacisk hamulcowy,  wyjął łożysko, z niego kulki, wziął inne (jakieś używane) wsadził w łożysko, nasmarował zaklepał na kamieniu i w drogę.... na nasze pytanie "ale czy dojedziemy na tym do Agadiru" - poważnie skinął głową, mówiąc zupełnie szczerze: "INSHALLAH" - jak Bóg da....  no i na szczęście dał... dojechaliśmy gdzie mieliśmy..... z małym opóźnieniem ale co tam.... to nic, że chrobotało powyżej prędkości 50 km/h ale wciąż jechało a to najważniejsze.... i pieniądze za naprawę oddali w wypożyczalni bez marudzenia, z gestem, w kopercie - nawet na górkę więcej niż potrzeba..... taka tam przygoda na trasie... zdarzyć mogło się wszędzie....


Konkluzja jest jedna.... na pytanie: CZY POŻYCZAĆ AUTO W MAROKU? odpowiadamy: ZDECYDOWANIE TAK, jednak należy zachować dużo zdrowego rozsądku i być czujnym, zarówno przy podpisywaniu kontraktu wynajmu jak i na drodze.... nasze europejskie normy zachowania i pośpiech schować głęboko w kieszeń.... uzbroić się w dużo dobrego humoru i luzu..... pamiętać, że to żaden rajd Dakar ale nasze wakacje..... i ma być fajnie nawet jak jest pod górkę :-)  ... a pod górkę (pod prawdziwą górę) jest  w Maroku często i gęsto.
W razie spoktania policjantów nigdy nie mówimy NIC po francusku - nawet jeśli choć trochę znamy ten język i korci nas by go użyć.... no cóż najlepiej wtedy całkowicie doznać chwilowej amnezji i nie znać żadnego języka oprócz polskiego.... gwarantuję, że po krótkiej konsternacji puszczą nas dalej..... jeśli jednak ta metoda się nie sprawdzi i nadal będą próbowali nas zatrzymać i żądali zapłaty mandatu - wtedy lepiej cofnąć się w myślach o 15 lat wstecz i przypomnieć sobie dobre, stare polskie zasady negocjacji z władzą przy lekkim wsparciu finansowym..... to powinno ostatecznie załatwić pozytywnie sprawę... :-)

Cóż, powodzenia na marokańskich szlakach, bo warto je zdobywać samodzielnie... za paliwo zapłacisz dirhamami, za samochód - euro, za to wrażenia są - bezcenne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...