poniedziałek, 27 września 2010

czy leci z nami pilot (?) - czyli "tanie" latanie....

Nastały czasy gdy przemieszczanie się nie stanowi większego problemu, bo ani odległość ani finanse nie są już przeszkodą by dotrzeć do dalekich stron takich jak Afryka... Oczywiście zgodnie z ludową maksymą "tanie mięso psy jedzą" - więc ani wygody ani tym bardziej jakichkolwiek luksusów spodziewać się nie należy - jednak najważniejsze - można dotrzeć - cóż więcej trzeba nam do szczęścia (?).....



By dotrzeć "samodzielnie" tzn. bez wsparcia biura podróży do Maroka niestety trzeba uzbroić się w cierpliwość (bo w "tanich liniach" konieczna jest przesiadka na którymś z europejskich "tanich", dalekich od centrum - lotnisk) lub.... cierpliwość (gdy lecimy czarterowym samolotem Warszawa - Agadir wraz z klientami najróżniejszych biur podróży)...

Podróż nie jest już żadnym szczególnym wyzwaniem finansowym bo ceny biletów w obie strony (z przesiadką) kształtują się od 350 zł w dwie strony - co daje kwotę nie dużo wyższą niż podróż z jednego na drugi koniec Polski.... ale wyzwań pozaekonomicznych jest niestety wiele....

po pierwsze - bookowanie biletów - to istna loteria, ruletka i black-jack razem wzięte.... cena często zmienia się z minuty na minutę (oczywiście zawsze w skali rosnącej) i trzeba wykazać się przebiegłą taktyką połączoną z dużą dozą zimnej krwi by nie dać się wyprowadzić z równowagi podczas sesji wykupywania miejscówek w samolocie (która to sesja lubi również wygasać w najbardziej nieoczekiwanych momentach - takich jak płacenie kartą kredytową czy też potwierdzanie rezerwacji)

po drugie - oh napisałam "miejscówek" - to zdecydowanie przereklamowany termin jeśli chodzi o "tanie linie" czy też czartery.... tam każdy wsiada i siada -gdzie mu wyobraźnia podpowie lub też gdzie znajdzie wolne miejsce... duże rodziny czy też grupy znajomych powinny szykować się na niezły start już w autobusie wiozącym do samolotu - w innym wypadku raczej mogą pogodzić się z "rozczłonkowaniem", gdyż ludzie jadący pojedyńczo lub w parach lubią rozsiadać się po samolocie.... cóż takie uroki "taniości"

po trzecie - z premedytacją piszę "taniość" w cudzysłowiu bo to raczej antonim biorąc pod uwagę ceny i wielkość dań i napojów serwowanych z karty na pokładzie, czy też ceny i ilość dodaktowych opłat podnoszących wartość biletu często niemal do "rejsowych" standardów... tanie w "tanich" liniach napewno są ubrania obsługi oraz odniesienie wielkości miejsca na nogi do blokady regulacji oparcia.... wysokie osoby proszone są o ćwiczenie jogi kilka miesięcy przed wejściem na pokład - w innym wypadku mogą dostać niezłego skurczu czy też blokady kolan.... ale to nic - już niedługo "tanie linie" zamierzają wprowadzić miejsca (prawie) stojące - to dopiero będzie jazda - siedzenia mają mieć kształt siodła końskiego - dobrze, że chociaż zamierzają pozostawić oparcia - ufff, już sobie wyobrażałam 200/300 ludzi w samolocie na końskich siodłach - jiiihaaa niezła jazda.....

źródło: bankier.pl

po czwarte - przesiadka na trasie..... z tym to są niezłe "jaja"..... gdyż zazwyczaj nie zgrywa się to w czasie (a czasem nawet w przestrzeni) z odlotem. dalej więc, czeka nas niekiedy wiele godzin oczekiwania lub też nocowanie - na lotnisku, które nocą jest zamknięte lub/i oddalone od najbliższej miejscowości o kilkadziesiąt kilometrów - prawdziwy koszmar....
sprawdziliśmy dwa warianty:
1. nocleg w hostelu w centrum miasta z podróżą "do" i "z" lotniska (Barcelona) oraz
2.bardziej "hardcore" - nocleg na lotnisku (Dusseldorf Weeze) - szczególnie, że lotnisko oficjalnie zamykane jest o godz. 23.00 i otwierane o 3.00 rano. Okazało się, że nie jesteśmy jedynymi pasażerami oczekującymi na poranny samolot i nikt nas z budynku lotniska nie wyprosił. Oficjalnie możemy powiedzieć, że choć jest to pewne wyzwanie to nie było tak tragicznie jak się spodziewaliśmy. Ławki są dość wygodne (choć niestety nie jest ich zbyt dużo), warto mieć koc lub karimatę wtedy można rozłożyć się wygodnie na podłodze. Obsługa kulturalna i dyskretna - nikt uwagi na nas nie zwracał więc naprawdę polecam ten wariant (jeśli oczywiście nie ma nic w rozsądnej cenie i odległości do przenocowania).



po piąte - upakarzające klatki do mierzenia rozmiaru bagażu podręcznego.... Staram się zrozumieć ideę (no bo jak inaczej wprowadzić odpłatność za bagaż) ale.... no cóż szczęśliwie okazało się, że nasze bagaże podręczne zostawiały jeszcze sporo "luzu" po włożeniu do mierniczej klatki - jednak jest to dość uciążliwy proceder a czasem i niepotrzebnie stresujący (gdy wzrokowo bagaż wygląda jakoś tak - napompowany).

po szóste - i ostatnie - i chyba najgorsze.... to wyzwanie dotyczące ewentualnych odwołań odlotów.... To zdecydowanie zdarza się za często - a klauzule przy zakupie biletów z przesiadką niestety uniemożliwiają odzyskanie jakichkolwiek pieniędzy od linii lotniczych za stracony przelot z tytułu niemożliwości stawienia się na lotnisku..... cóż widoczne tanio = ryzykownie.... c'est la vie...

czego jednak się nie robi by przeżyć przygodę..... a cudne Maroko zawsze wynagrodzi nam wszystkie trudy podróży....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...